sobota, 9 sierpnia 2008

"Jhereg" S. Brust

Niedawno skończyłem Jherega Stevena Brusta. Cóż mogę powiedzieć? Podobało mi się i to bardzo :P
Można powiedzieć, że opowiada historię zabójcy na zlecenie, a dokładniej jednego jego kontraktu. Podobał mi się sposób narracji - pierwszoosobowy.
Szybka i wartka akcja, intrygi, niespodziewane zwroty akcji i przede wszystkim humor - to największe zalety. Podobało mi się, że żarty nie były nachalne, ani jakieś niesmaczne. Nigdy nie miałem wrażenia, że autor na siłę wcisnął coś śmiesznego, wszystko do siebie pasowało :P
Ciekawy jest też świat, w którym rozgrywa się historia. Bardzo dobrze czytało mi się jego historię oraz nowe informacje o Domach. Sądzę jednak, że autor przesadził trochę z genezą istot na tym świecie (chodzi mi o eksperymenty ;)).
Motta przed każdym rozdziałem dodają książce smaczku i są całkiem fajne. Ciekawostką jest też rozróżnienie magii od czarów.
Denerwowały mnie tylko angielskie, nieprzetłumaczone nazwy broni. Co stało na przeszkodzie przetłumaczyć Spellbreakera na chociażby Łamacza Zaklęć? A Pathfindera na Odnajdywacza Drogi? :P Ale to tylko niewielki minusik.
Ta książka to dla mnie bomba :P Ocenię ją zaraz na biblionetce na 6/6. Jeśli dalsze tomy stoją na podobnym poziomie to szkoda, że nie zostały wydane wszystkie części. Zaraz muszę upolować na Allegro te, które ukazały się w Polsce ;)
Kończąc, chciałbym dopisać, że rozbroiła mnie ostatnia scena w książce :P

Brak komentarzy: